Mój sport

Tata zawsze pobudzał moją sportową ambicję, rano w niedzielę chodził na basen a ja gniłam w łóżku do południa i było mi wstyd.

.

Energia mnie roznosiła i w końcu wybrałam się z mamą, bo potrzebna była zgoda rodzica, do Piaseczna gdzie zapisałam się na treningi kicboxingu prowadzone przez Piotra Siegoczyńskiego. To było prawdziwe szaleństwo, rękawice i buty bokserskie, po prostu czad!

.

Pomimo, iż byłam najlepiej rozciągniętą kickboxerką w Warszawie, trener niestety wywalił mnie na zbity pysk, chyba już po miesiącu...

.

Mama protestowała ale Siegoczyński powiedział jej, że ja niestety nie mogę trenować w grupie swoich rówieśników, która w 98% składa się z młodych, kilkunastoletnich chłopców, którzy biorą udział w zawodach, osiągają wyniki, bo nie dam rady...

.

Piotr Siegoczyński doradził mojej mamie trenera Grzesia, bo on prowadził treningi kickboxingu dla grupy starszych mężczyzn, którą w większości stanowili tzw. dawni sportowcy ale nigdy nie zawodowcy. Ci panowie kiedyś gdzieś tam coś sobie trenowali, jako młodziki ale wybrali inną, niż sportową drogę kariery.

.

A więc zostali dziennikarzami, sędziami, prokuratorami, policjantami, wykładowcami, nauczycielami, piarowcami, bankowcami, fotografami, fotografikami... nawet dyrektor był, nie było tylko żadnego prezesa :) no i postanowili, tak jak ja, iść sobie na salę gimnastyczną. Pomimo iż nasza grupa "sportowo" już nie istnieje, nadal pielęgnujemy przyjaźń.

.

*uwaga: starszy mężczyzna to dobiegający do trzydziestki, czy tam czterdziestki ale byli i starsi tacy po pięćdziesiątce

.

Moi koledzy z kickboxingu, po ciężkiej i stresującej pracy a potem dodatkowo po wysłuchaniu jeszcze w domu utyskiwań swoich żon oczywiście, przychodzili sobie poćwiczyć oraz co najważniejsze wyluzować.

.

I takie były właśnie nasze treningi dla niezaawansowanych, pełny luz, jednak kto chciał to trenował.

.

Zdarzało się, że przychodziły dziewczyny, ale w kickboxingu to raczej ewenement więc zazwyczaj było nas najwyżej kilka na sali, zostawały te najbardziej wytrwałe. Niektórzy z kolegów przyprowadzali ze sobą swoich synów, a to dodatkowo wprowadzało do naszej grupy rodzinną atmosferę.

.

Trenowałam więc z takimi już troszkę "podtatusiowatymi zgredzikami". Bywało ciężko, bo "zgredziki" dokuczali młodym. Do czasu oczywiście, bo kiedy jeden z drugim drapał się jeszcze po tyłku, zabierając do ćwiczeń, to my, dziewczyny, pompowałyśmy już dwadzieścia razy, a przy rozciąganiu to "podtatusiałe zgredziki" to już całkiem wymiękali.

.

Grześ był nie tylko dobrym trenerem ale wspaniałym człowiekiem. Co prawda kickboxing traktowałam jako zabawę. Ale przy okazji, tylko i wyłącznie dzięki trenerowi, udało mi się osiągnąć jako taki poziom aby zdać egzamin na 4 st szkoleniowy i dostać Dyplom Polskiego Związku Kickboxingu. Notabene egzamin zdawałam u Piotra Siegoczyńskiego, tego właśnie trenera, który wcześniej patrzył z politowaniem na mnie i syczał złośliwie mówiąc mojej mamie: "Skoro znudził się pani córce balet i salsa jej nie wystarcza to może nie koniecznie od razu kickboxing, może wystarczy pobiegać".

.

Piotr Siegoczyński nie ma pojęcia o balecie i o tym, że sztuka baletu jest o niebo trudniejsza od kickboxingu, ale niech myśli że ma rację...:)

.

Kickboxing był dla mnie wygłupem, bo tylko i wyłącznie ruchową czadową zabawą. Jednak, można tak nazwać, że niechcący stałam się też kickboxerką :) z dyplomem, który wisi na ścianie w moim pokoju, przy czym nigdy nawet nie próbowałam full contactu tylko semi i light.

.

Chociaż lwia część obozów sportowych jest tylko z nazwy, do dziś wspominam obozy z Grzesiem, gen geiko z Tomalą, Manią i Orysiakiem i co najważniejsze niezapomnianym Sańkiem czyli Saniewskim, wytrwałam nawet jeden obóz przetrwania z Jackiem Pałkiewiczem ale zdecydowanie nie jestem stworzona do trwania w trudnych warunkach, bo uwielbiam wannę z pianą i wygodne łóżko z pachnącą pościelą...

.

1 komentarz:

Etykiety

Jestem Pylek, miło mi gościć w moim miejscu w necie.

Pokazuję tu drobną próbkę swojej twórczości artystycznej, płótna, rysunki,

próby wokalne oraz mojej nieartystycznej twórczości, czyli zdjęcia...

Ponieważ wypada się przedstawić, napisałam również o sobie,

posługując się skrawkami swojego życia, w charakterze materii twórczej.

Serdecznie zapraszam też, do czytania moich opowiadań, które będę tu publikowała,

bo w gruncie rzeczy, to będę tutaj pisała właśnie.

Byłabym wdzięczna, za nie doszukiwanie się, w ich treści, mojego osobistego piętna, bo go tam nie ma.

Ja tylko w rękach trzymam lustro i zmuszam ludzi, by na siebie spojrzeli.

Czy jest lepszy sposób, by wyrazić szacunek dla człowieka?

Kto poczuje feministyczny posmak, myli się. Dlaczego? Bo nie oceniam swoich bohaterów.

Nie ma żadnego moralizowania, żadnych recept. Jest tylko chłodna, bezlitosna relacja o życiu,

która w finale nasiąka ironią, rozpaczą, desperacją a nawet dramatem.

Gdy temat „człowiek” się wyczerpie i zabraknie mi pomysłów,

to zapewne zamilknę grzecznie i nadejdzie koniec mojego blogowego bajania

i obym w porę umiała dostrzec ten moment, by nie zanudzać siebie ani innych.

o pylku

Moje zdjęcie
Moje dotychczasowe życiowe osiągnięcia to Dyplom Zawodowego Tancerza ZASP, International Baccalaureate Diploma, Stypendium Newcastle Project, Medycyna i już po stażu ale jeszcze w poszukiwaniu rezydentury.

Kliknij w co chcesz :)

Kliknij w co chcesz :)
Kiedyś lubiłam prowokować ale już dorosłam...
© copyright Agatha Anderson Prawa autorskie zastrzeżone. Kopiowanie bądź wykorzystywanie treści bloga bez zgody autorki jest zabronione.