Moje udane akcje i to już koniec o Pylku

Moje głupawe a czasem i żenujące akcje mają zawsze charakter albo intencję artystyczną, motywowaną entuzjazmem, potrzebą ekspresji, manifestowania energii twórczej i kreatywności.
Jeśli tylko znajdę czas, opiszę wszystkie te, które najczęściej wspominam...
1. Debiut na antenie radia mam za sobą. W odpowiedzi na radosne pytanie skąd słuchaczka do nas dzwoni, grzecznie się przedstawiłam i powiedziałam tym buńczucznym kolesiom z radia Z (na żywo, na antenie), co im zrobię, jeżeli jeszcze raz "utną" to uuuuuuu na końcu "Purple rain" Princa.
Ja chyba mam to po mamie. Ona też czuje się wielce rozczarowana, kiedy w "Schodach do nieba" (na antenie), ucinają to końcowe, jej ulubione ooooaaaaa.
2. Chyba najgłupszym z głupich wygłupów, wygłupem moim, był głupi żart, którego ofiarą i zwycięzcą 3 w 1, był kumpel mojego brata. Biedak starał się o pracę w renomowanej firmie informatycznej a przebieg jego wcześniejszej kariery, nie był zbyt imponujący.
Handlował wcześniej na giełdzie komputerowej a giełdowcy postrzegani byli jako kombinatorzy a nawet paserzy. Zgodziłam się napisać mu CV, w końcu taką umiejętność obejmował program nauki języka polskiego gimnazjum.
Dla jaj, dałam mu wersję CV, w której napisałam, że jego interes zaczął przynosić straty aż w końcu upadł, ponieważ poznał Magdę, której rodzice wybywali tylko w końcu tygodnia, więc on w niedzielę, po całonocnych igraszkach, nawet nie miał nigdy siły rozstawić swojego straganu. Sądziłam, że on przeczyta to w domu, potem wróci po normalną wersję CV i co najwyżej się pośmiejemy.
On, nawet nie czytając zawiózł CV do firmy i dostał tam pracę. Sprawdzali również jego umiejętności ale on twierdzi, że gdyby nie jego szczere, aż do bólu CV, nie zwróciłby na siebie uwagi i nawet nie załapał na interviev, z powodu niechlubnej przeszłości handlowca. Dzisiaj z Magdą są szczęśliwymi rodzicami dwójki dzieci i on nadal tam pracuje.
3. Jestem (chyba) jedyną osobą na świecie i tym najbardziej się szczycę, której udało się "wymusić" od władz angielskich, pozwolenie na wwiezienie na teren ich kraju, polskiego, chorego szczura.
Po długiej korespondencji, urzędnicy uznali, iż jednak warto "nagiąć" przepisy, jeżeli aż tyle ku temu powodów jest, o których to powodach, z uporem maniaka, pisze do nich Pylek. A może tylko uznali, iż taaakiego wariata z Polski jeszcze nie widzieli i działali zgodnie z zasadą "mądry głupiemu ustępuje".
Liczy się skutek, nawet jeśli wyszłam na wariata. Szczur pojechał do Londynu, by spotkać się ze swoim rozpaczającym przyjacielem Michałkiem z zespołem aspergera. Wygrałam wojnę na słowa z angielskimi przepisami i urzędnikami. Trwało to kilka miesięcy, ale warto było. Michał i szczur byli bardzo szczęśliwi.
4. Na studniówce 2005 (nie mojej) w Hotelu Sobieski w czasie buszowania po barze, co by dokupić alkoholu jeszcze ( My polska młodzież byliśmy na takiej sali, gdzie nam alkoholu nie sprzedawali, co prawda wnieśliśmy ze sobą trochę, ale jakoś tak się szybko wódka skończyła i trzeba było dokupić w barze).
Wyczaiłyśmy z dziewczynami, że siedzi ten koleś z zespołu Boney M. Popatrzyłyśmy po sobie i ja rzuciłam hasło "bierzemy go", no i po kilku minutach rozmowy zgodził się zaśpiewać dla nas, poszedł z nami do naszej sali, zostawiając te swoje laski z zespołu same.
Zabawnie to wyglądało. My wszystkie na wysokich obcasach ok.185 i więcej a on niezbyt wysoki. Śpiewałyśmy z nim i tańczyłyśmy, potem boso (film wiadomo, gdzie jest). Facet już się starzeje, bo lnieje. Byłam wysmarowana takim świetlistym żelem i kiedy obudziłam się wieczorem następnego dnia, to w łóżku miałam pełno jego włosów ale co tam włosy... najgorszy był kac... jak to po studniówce...
5. Logowałam się na forum (chodziłam do gimnazjum) utworzonym przez pasjonatów informatyki, głównie absolwentów Politechniki we Wrocławiu, Opolu, Polsko Japońskiej Szkoły Informatycznej (linux, sieci, tunele VPN, SSL, IPsec etc) pod nickiem mojego brata (jego komputer pamiętał hasło). Ponad rok sprawdzali mi tam błędy (myliłam ze szwedzkim) w wypracowaniach z niemieckiego i robili to z ochotą, dla młodszej siostry swojego kolegi z forum.
Gdybym chciała, mogłabym poprosić o przepis na szarlotkę, też by mi go napisali, to kwestia podejścia:)
Adminów miałam po swojej stronie bo grzecznie kasowali moje, już poprawione wypracowania.
Gdyby nie to, że zaczęli się dopytywać mojego brata o mnie, kiedy dłużej się nie odzywałam, to nadal miałabym szybkie i dobre usługi. Brat kiedy się zorientował, co robię, zmienił hasło ale najgorsze, że wyspołował rodzicom i za karę dostałam korepetytora, który przychodził do domu.
6. Mieszkałam bliżej kardiologicznego ale na tyle blisko CZD, że we wczesnej podstawówce rodzice pozwalali na samodzielne wyprawy z koleżankami. Nie chodziło o zachowanie równowagi, że skoro mama kupiła mi nowe baletki czy akrylowe farby, to powinnam teraz zrobić coś szlachetnego, żeby mi się w głowie nie przewróciło. To nie tak. Po prostu w naszej okolicy wszystkie drogi prowadziły do szpitala.
Od bardzo, bardzo dawna nie mam już czasu na wizyty na najsmutniejszym oddziale gdzie trzymać się można tylko promyka nadziei. Teraz, staram się, w miarę swoich wolnych chwil i możliwości wspierać "Fundację Nasze Dzieci".
Moja działalność polega głównie na tym, że wywieram presję na ludzi i przekonuje ich do swoich racji, dla osiągnięcia celu. Walka na słowa z lenistwem a nawet z ludzką głupotą jest często długim i mozolnym przebijaniem się przez skorupę ale warto.
Kto chce dokonać czegoś dobrego lub pożytecznego, niech nie spodziewa się uznania ani poparcia od ogółu, przeciwnie, może on liczyć na sympatię i pomoc tylko wyjątkowych serc, i to nielicznych a często biorą cię tylko za wariata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety

Jestem Pylek, miło mi gościć w moim miejscu w necie.

Pokazuję tu drobną próbkę swojej twórczości artystycznej, płótna, rysunki,

próby wokalne oraz mojej nieartystycznej twórczości, czyli zdjęcia...

Ponieważ wypada się przedstawić, napisałam również o sobie,

posługując się skrawkami swojego życia, w charakterze materii twórczej.

Serdecznie zapraszam też, do czytania moich opowiadań, które będę tu publikowała,

bo w gruncie rzeczy, to będę tutaj pisała właśnie.

Byłabym wdzięczna, za nie doszukiwanie się, w ich treści, mojego osobistego piętna, bo go tam nie ma.

Ja tylko w rękach trzymam lustro i zmuszam ludzi, by na siebie spojrzeli.

Czy jest lepszy sposób, by wyrazić szacunek dla człowieka?

Kto poczuje feministyczny posmak, myli się. Dlaczego? Bo nie oceniam swoich bohaterów.

Nie ma żadnego moralizowania, żadnych recept. Jest tylko chłodna, bezlitosna relacja o życiu,

która w finale nasiąka ironią, rozpaczą, desperacją a nawet dramatem.

Gdy temat „człowiek” się wyczerpie i zabraknie mi pomysłów,

to zapewne zamilknę grzecznie i nadejdzie koniec mojego blogowego bajania

i obym w porę umiała dostrzec ten moment, by nie zanudzać siebie ani innych.

o pylku

Moje zdjęcie
Moje dotychczasowe życiowe osiągnięcia to Dyplom Zawodowego Tancerza ZASP, International Baccalaureate Diploma, Stypendium Newcastle Project, Medycyna i już po stażu ale jeszcze w poszukiwaniu rezydentury.

Kliknij w co chcesz :)

Kliknij w co chcesz :)
Kiedyś lubiłam prowokować ale już dorosłam...
© copyright Agatha Anderson Prawa autorskie zastrzeżone. Kopiowanie bądź wykorzystywanie treści bloga bez zgody autorki jest zabronione.